Dziecięce porażenie mózgowe.

Choroby obwodowego układu nerwowego i ośrodkowego układu nerwowego, Depresje i nerwice.
Awatar użytkownika
Halszka
VIP
VIP
Posty: 726
Rejestracja: 21 lis 2015, o 18:48

Dziecięce porażenie mózgowe.

Post autor: Halszka »

Mam problem.Opiekuję sie od przeszło 6 lat dorosłą osobą ,w wieku 54 lat z MPD.Jest krewną,poznałam ją lepiej zamieszkując z nią przez prawie 5 lat po śmierci jej mamy.Mama była osobą nadopiekuńczą w zwiazku z tym osoba ,o której piszę,nazwę ją Teresą, była kompletnie nie samodzielna.Nic nie umiała zrobić,oprócz ubrania się ,wc i mycia rąk.Postanowiłam to zmienić.Moja obecna sytuacja rodzinna uniemożliwia stałe mieszkanie z nią,a ona nie chce zmienić mieszkania na bliżej mnie.Staram się uczyć ją, aby mogła sobie lepiej radzić sama.Wiele juz obecnie umie zrobić,śniadanie,kolacje,podgrzeje sobie przygotowny obiad,wyjdzie na balkon.Mimo zapewnień psychiatry,którego poprosiłam o konsultację po śmierci jej mamy ,że nie da sie już nic zmienić walczyłam o to na wyczucie.Spędziłam wiele godzin na tłumaczeniu prostych podstawowych spraw.O tym m.in.,że powietrze świeże jak i ruch jest koniecznie potrzebne dla zdrowia.Lekarka rodzinna uznała również,że już nic nie da sie zrobić i na początku nie chciała wypisać nawet skierowania .Mama jak żyła ulegała jej do tego stopnia,że po zapisaniu przez lekarkę zastrzyków /miała ostrą anemię/ po pierwszym ,który musiała mieć podawany w przychodni zaprzestała pobierania ich,bo Teresa nie chciała.I tak w wielu sprawach.Dlatego chyba lekarka uznała,że nie ma o co walczyć.Po jakimś okresie na wizycie domowej namówiłam ja do wypisania skierowania na rehabilitację.Jako dziecko chodziła bowiem ,kaczym krokiem,ale samodzielnie.Jak ją "przejęłam"na prosbę mamy,to miała odleżyny na pośladkach,wykurowałam je.Chodziła :roll: już tylko opierając sie rękami po ścianie.Kupiliśmy jej z mężem chodzik,którego nie chciała przez kilka miesiecy zaakceptować.Z czasem i moim uporem nauczyła sie korzystać z niego.Teraz stał sie niezbędnym dla niej.Po osiagnięciu pełnoletności przestała chodzić na rehabilitację.Osoby ,które dłużej jej nie widziały stwierdzają z zaskoczeniem,ze zmieniłam ją,że gdyby mama inaczej z nią postepowała to byłaby bardziej samodzielna.Cieszy mnie to,bo widzę sens w tym co robię.
Poznając z czasem jej możliwości,myślalam że ma większe ograniczenia,ale to dopiero przebywając z nią w jednym mieszkaniu non stop.Potrafiła np.zlecić mi żeby zaparzyć jej zioła i jak to zrobić.Uświadomiłam sobie ,że to coś znaczy. Podobnie trzeba było posmarować chleb,pokroić na małe kawałeczki,obrać ze skórki.Miała problemy z wypróżnianiem,mało ruchu,jedzenie wszystko rozgotowane,półpłynne.Nie lubi gryź,Owoców prawie nie jada,jak już to w kompocie podawwanym na gorąco :roll: Mama wszystko jej przygotowywała,podawała,nawet nie musiala myśleć co jej potrzeba,w co ma ubrać się.Do tej pory tkwią w niej przyzwyczajenia,lubi być obsługiwana,jak jest sama zrobi sobie herbatę,jak tylko przyjdę,to mówi,że chciałaby jeszcze popić :roll: i czeka aż jej zrobię,ale to jest mniej istotne.
Postanowiłam ożywić ją ,przysposobić do życia,bo nie wiem jak długo będę miała jeszcze siły i możliwość opiekować sie nią.Mama nie przygotowała jej do życia,to muszę ja .Początki były ciężkie,bo nie akceptowała mnie.Przyszła do niej kiedyś psycholog z pomocy społecznej.Przy wyjściu powiedziała mi,że muszę być dla niej konsekwentna,bo inaczej niczego nie zmienię.Właściwie to takie duże dziecię.Przyznam,że chciałabym,żeby ten psychiatra ,który mi tak powiedział,albo jej mama mogli zobaczyć ją obecnie.
Zaczęłam starać sie o kolejne skierowania do specjalistów,w końcu od ponad 3 lat chodzimy od ortopedy, rehabilitanta po neurologa do psychiatry.Jeden specjalista kieruje do kolejnego.Wszyscy zgodnie twierdzą ,że mimo problemów kostnych w miednicy i kolanach mogłaby chodzić samodzielnie.Psychiatra zalecił jej leki ,które wg mnie nie odnoszą oczekiwanych rezultatów.Może zmieniła sie po nich ,stała sie bardziej otwarta,rozmowna,ale jeśli chodzi o ruch nie ma żadnej oczekiwanej zmiany.Stwierdził,że ma upośledzenie umysłowe na pewno w stopniu lekkim.Leki ,które zlecił psychiatra to: Symescical 1 tabl.dziennie/brała parę tygodni1-0-1/,oraz przeciw lękowe po 1/2-0-1/2 tabl.Tebal? i Fluanxonal 1 rano i 1 po południu.Teraz ma zmienić Symescical na inny
Potrafi przejść samodzielnie wzdłóż tapczanu i z powrotem kilka razy,ale nie zrobi kroku dalej.Jakby ten tapczan był dla niej zabezpieczeniem.Byliśmy w październiku w sanatorium.Rozmawialam z rehabilitantami,wszyscy twierdzili podobnie,że u niej problem siedzi w głowie.Ćwiczyłam z nią chodzenie na platformie dla tych ćwiczeń.Przechodziła odległość na jej 12 kroków bez trzymania.Kiedy prosiłam ją żeby zrobiła poza to,dalej 1-2 kroków do mnie/siedziałam na przeciwko zabezpieczając żeby nie upadła czasami/,to bez podtrzymania nie zrobiła tego ani razu mimo wilokrotnych powtórzeń i próśb.Od nie dawna nauczyła sie i mówi coś mnie zablokowałao,dzisiaj tego nie zrobię.Jak pytam kiedy ...nie wiem :roll: Sama też sądzę,że to problem w głowie ,ale nie wiem jak poradzić sobie z nim.Ma duże napięcia mięśniowe,które są charakterystyczne dla jej choroby,ale nawet mimo rozluźnienia,lęki powodują,że nie stanie samodzielnie bez pewności,że może podeprzeć albo podtrzymać się.Jak wychodzimy z auta chwyta mnie jak tonący brzytwy,z siłą i kurczowo,nie słuchając żadnych moich podpowiedzijakby do niej nie docierały,tak samo wchodząc parę stopni do domu.Zawsze mówi wiem,ale...i znowu to samo.Strach ją obezwładnia i wtedy traci jakby równowagę.Przepraszam za określenie,ale ma postawę goryla,na ugiętych nogach,pupa wypięta,pochylona,ręce gotowe do uchwycenia i wzrok wodzący czego może chwycić.Na wiadomość ,że bedzie kolejna rehabilitacja twierdzi,że nie da rady.Po ukończeniu pytana i jak dałaś radę?nooo,ale...i tak za każdym razem Po jakimś czasie bez ćwiczeń stwierdzają u niej powracające przykurcze zwłaszcza w nogach i kręgosłupie.Staram sie korzystać nawet prywatnie z zabiegów,bo na NFZ pewnie byłaby 1 raz w roku,takie są terminy.
Ostatnio psychiatra powiedział mi ,że nie jest cudotwórcą.
Zastanawiam sie czy jest sens żebym dalej walczyła o jej usprawnienie,bo chyba właściwie to tylko mi na tym zależy.Jej ta bylejakość nie przeszkadza.
Poza tym jest to osoba ,która nie ma żadnych zainteresowań,ma problem z akceptacją nowych rzeczy,sytuacji,brak wyobrażenia przyszłości.Żartobliwie określając ją,to najlepiej czuje sie jak ręce ,nogi i głowa ma spokój :) Jak jej to mówie to śmieje się.
W marcu dopiero mamy wizytę u neurologa.Psychiatrę pytałam,czy badanie głowy /eg/ mogłoby dać odpowiedź czy porażenie jakie posiada uniemożliwia jej te cznności i nie potrzebnie z o to walczę.Powiedział,że to sprawa neurologa.Ta z kolei wcześniej mówiła ,ze to nie jest konieczne,miała tylko rezonas stawów biodrowych .Potwierdził zmiany,ale nie az takie żeby nie mogła chodzić.
Ma też okresy kiedy nie bierze niektórych leków zwłaszcza większych tabletek jak Neurovit,albo Polfilin,chowa,wyrzuca,albo kłamie ,że brała.Oprócz leków które wymieniłam zażywa jeszcze Neootropil w płynie 20% rano po 5 ml.Nie wiem dlaczego,bo wypiera sie,ale już kilka razy przyłapałam ją na tym.Mówię jej wtedy,że wyrządza tylko sobie szkodę,nie mi ,ukrywając i nie biorąć leków. :roll: Ostatnio po powrocie z sanatorium, jak była u nas synowa zawołała mnie pytając czy wyrzuciłam do toalety tabletki.Niestety to nie ja.Podpytując ją zarzekała się ,że to nie ona.Żeby zmienić jej tok myślenia,powiedziałam,że może to z kałem wydaliła.Podłapała to i potem mówiła ,że to napewno z kałem wydaliła :roll: Wiemy że w takiej postaci to nie możliwe.Nawet woda ich nie spłukała,były w całości, dopiero po kilku razach spłynęły:roll: Co mam z tym robić,jak reagowac na takie zachowanie?
Proszę wypowiedzieć sie co mogłabym dla niej zrobić jeszcze.
Ps.Podam jutro dokładną nazwę leku,bo będę u niej,a dzisiaj nie umiała mi odczytać przez telefon.sama nie pamiętam dokładnie.
Przepraszam za obszerny tekst,ale chciałam naswietlic mój i nie tylko mój problem.
drTeresa

Re: Dziecięce porażenie mózgowe.

Post autor: drTeresa »

Należy wzbudzić w swojej znajomej motywację do walki ze swoją niepełnosprawnością,co w tej sytuacji będzie trudne.
To jest już dorosła kobieta,która przez /jak Pani pisze/całe życie była we wszystkim wyręczana
i traktowana jak małe dziecko, z czym było jej dobrze,a teraz na swój sposób manipuluje Panią tak,żeby to dalej jej było dobrze.
Nie była nauczona tego żeby coś koło i dla siebie zrobić, nie mówiąc o tym żeby pomyślała o swoich
rodzicach czy opiekunach.
Jest ważne, żeby dalej współdziałać ze specjalistami i profesjonalistami,którzy wyznaczyli na podstawie rozpoznania cele terapii i leczenia,które należy konsekwentnie realizować.
Zdecydowanie powinna Pani być w stosunku do niej bardziej rygorystyczna,nie ulegać swojej znajomej na każdym kroku.Wręcz przeciwnie, to Pani powinna narzucać swoją wolę,swoje postanowienia do których Pani znajoma powinna się dostosować.
Czy nie myślała Pani,żeby na jakiś czas zaopiekowała się Pani znajomą całkiem obca osoba,oczywiście pod Pani czujnym okiem,ale z daleka?A może dać jej pod" opiekę"psa lub kota i zobaczyć jakie będzie jej zachowanie? Często spotykaną metodą jest terapia z udziałem psa, która jest formą terapii kontaktowej z udziałem odpowiednio przystosowanych psów, wspomagająca inne rodzaje terapii (ruchu, mowy, psychoterapię). Może być stosowana u osób z różnymi schorzeniami, przynosząc doskonałe efekty. Jest adresowana zarówno do dzieci, osób dorosłych, jak i starszych. Obecność psa na zajęciach terapeutycznych stanowi doskonałą motywację do podejmowania działań, wprowadza do terapii spontaniczność, radość i daje poczucie bezpieczeństwa. Zadaniem dogoterapii jest pomoc w przywróceniu ludziom zdrowia, uśmiechu i wiary we własne siły.
Awatar użytkownika
Halszka
VIP
VIP
Posty: 726
Rejestracja: 21 lis 2015, o 18:48

Re: Dziecięce porażenie mózgowe.

Post autor: Halszka »

Dogoterapia odpada,bo na widok psa sztywnieje,nie lubi żadnych zwierząt ,dziwi sie jak może dziecko bawić sie ze zwięrzątkiem.
Po rozmowie kiedyś z niewidomym rehabililtantem ,który powiedział mi,że niestety matki takich dzieci,aby przygotować je do samomdzielnego życia muszą czasami być dla nich katem wyrzucam sobie ,że właśnie taka jestem wymagając od niej.Czasami tracę nerwy i zdarza sie mi mówić do niej podniesionym głosem tłumacząc jej oczywiste sprawy,np,że jestem przy niej po to ,że ją zabezpieczam przy nauce chodu,żeby nic jej sie nie stało.Chodzi mi o to,że jeśli nie nabierze pewności,że nic sie nie stanie to nie spróbuje sama.Ale to chyba tylko moje pobożne życzenia.Nie mam argumentów już.Ogląda chętnie programy z Anna Dymną w której występują niepełnosprawni.Rozmawiam z nią o tym,że to co pokazują zawdzięczają ćwiczeniom,treningowi.Oglądałyśmy kiedyś film o dziwczynie bez rąk,która wiodła prawie normalne życie.Dla niej najważniejsze było to,że była przy niej mama.Tłumaczyłam jej,ze gdyby sama nie chciała ,to też nie dokonałaby za nią tego mama/jeździła samochodem,studiowała,chodziła do kawiarni z koleżankami,piła kawę z kubka podnosząc go nogami/ to wynik samozaparcia i ćwiczeń.Zazdrości wszystkim ,którzy mają mamę.W sanatorium wielu pytało sie jej czy ja to jej mama...ależ skąd,to nie moja mama,chciałabym żeby była,ale nie żyje-odpowiadała.Twierdzi że z mamą były szczęśliwe.Owszem,ale tylko ona,bo mama przez cały czas rezygnowała z życia dla niej.Wiele razy po cichu użalała się,ale nie chciała niczego zmienić.
Psychiatra wspomniał,że moze powinnam spróbować terapi z psychologiem,bo ze względu na jej ułomność pojmuje inaczej niz my.Słuchając jej rozmowy ze wspomnianą wcześniej psycholog zastanawiam sie czy to pomoże?
Opiekowała sie nią pani z pomocy społecznej przez rok.Pani,która przychodziła jeszcze do jej mamy,bo chorowała na raka płuc.Pani przychodziła towarzysko,bo ja wszystko robiłam,a ona tylko palcem pokazywała co ma zrobić dla niej...kawę,czasami umyła głowę,porozmawiały.Zostawała z nią jak musialam wyjść.Do tego jak zostawały same buntowała ją przeciwko mnie,że nie musi mnie słuchać.Dowiedziałam sie o tym od sąsiadki ,która słyszała tą rozmowę. Stwierdziłam,że to było dla niej nie dobre i zajęłam sie sama.Od tego czasu zaczęła robić postępy w podstawowych zajeciach.
drTeresa

Re: Dziecięce porażenie mózgowe.

Post autor: drTeresa »

Terapię psychologiczną Pani znajoma powinna była przechodzić od chwili zdiagnozowania choroby do dnia dzisiejszego.Musi Pani wziąć pod uwagę fakt, że w zespole mózgowego porażenia pewne uszkodzenia są nieodwracalne.
Pani znajoma zdecydowanie przywykła do tego,że ją się obsługuje pod każdym względem i to ma zakodowane,a Pani sama niewiele z tym zdziała.Powinna Pani skorzystać z pomocy w formie skierowania do ośrodka wsparcia z kórego mogą korzystać osoby, które ze względu na wiek, chorobę lub niepełnosprawność nie są w stanie zaspokajać swoich codziennych potrzeb i wymagają w tym zakresie częściowej pomocy.Ośrodki takie są dostosowane do potrzeb osób niepełnosprawnych - podjazdy dla wózków inwalidzkich oraz stosowne oprzyrządowanie w toaletach i łazience.Zapewniają swoim pensjonariuszom dowóz dostosowanymi do wymogów samochodami. Bezpieczne miejsce do wielogodzinnego przebywania i godnego spędzania czasu, zapewnienie posiłku w czasie pobytu.Podstawowe świadczenia opiekuńcze, polegające na udzielaniu pomocy w podstawowych czynnościach życiowych, podnoszenie sprawności i aktywizację poprzez udział w terapii zajęciowej.Zaspokajają potrzeby zdrowotne w formie ogólnej terapii ruchowej.Ośrodki takie dysponują własnym podstawowym sprzętem do ćwiczeń.Odbywają się prelekcje z lekarzami różnych specjalności oraz ciekawymi ludźmi.Biorą czynny udział w imprezach kulturalnych, rekreacyjnych, towarzyskich.Organizują wycieczki autokarowe czy też piesze. Utrzymują stałą współpracę z rodziną czy opiekunami co pozwala na to,że będzie mogła Pani odwiedzać swoją znajomą, a co najważniejsze zapewniają profesjonalną obsługę.Powinna Pani też zadać sobie pytanie jak długo jeszcze starczy Pani sił tak fizycznie jak i psychicznie na podołanie tak trudnego zadania jakiego Pani się podjęła.
Awatar użytkownika
Halszka
VIP
VIP
Posty: 726
Rejestracja: 21 lis 2015, o 18:48

Re: Dziecięce porażenie mózgowe.

Post autor: Halszka »

drTeresa pisze:Powinna Pani też zadać sobie pytanie jak długo jeszcze starczy Pani sił tak fizycznie jak i psychicznie na podołanie tak trudnego zadania jakiego Pani się podjęła.
Na razie pytanie bez odpowiedzi,ponieważ po prostu nie wiem jak długo dam radę.Podjęłam sie tego,nie zdając sobie sprawy jakiego wyzwania podjęłam sie.Życie dopiero otwiera mi oczy :roll: Nie piszę dlatego ,żeby narzekać.W pewnym sensie pogodziłam sie z tym,stwierdzając ,ze każdy ma jakiś swój krzyż do dźwigania.Postępy jakich dokonałyśmy/bo ona zmienia się mimo swej choroby/ dają mi siłę do pokonywania kolejnych kroków.Patrząc na innych poszkodowanych przez los cieszę sie,że nie mam aż tak źle jak inni i czasami sama karcę sie w myślach ,ze narzekam.
Dopóki sił mi starczy będę starała się wykonywać swoją misję.
drTeresa pisze:Powinna Pani skorzystać z pomocy w formie skierowania do ośrodka wsparcia z kórego mogą korzystać osoby, które ze względu na wiek, chorobę lub niepełnosprawność nie są w stanie zaspokajać swoich codziennych potrzeb i wymagają w tym zakresie częściowej pomocy.
Kiedy znalazłam sie w szpitalu i Teresą zajmowała sie inna krewna w zastępstwie,przyszła odwiedzić ją pielęgniarka środowiskowa,która od czasu do czasu przychodzi do niej i bada jej ciśnienie.Na wieść ,ze ja leżę w szpitalu zaczęła załatwiać dla niej warsztaty dla niepełnosprawnych,taką szkołę życia.Przyjeżdżają rano zabierają i ok 15 odwożą.Niestety Teresa nie wyraziła aprobaty,bo ona w domu czuje sie najlepiej.Sprawa zosłała odwołana.
Jedynym środkiem którym się wspomagam żeby coś osiągnąć,to mały szantaż :oops: wstydzę sie tego słowa,ale to daje jedyna możliwość przeprowadzenia jakichkolwiek zmian.Wystarczy,że powiem,ze zabieram ją do siebie,a w ostateczności zamienimy mieszkanie na położone w moim sąsiedztwie.Jest tak związana emocjonalnie ze swoim mieszkaniem,że ulegnie byle tylko mieć spokój i pozostać w swoim gniazdku.Przysposobiłam ją już na tyle,że jeżdżę do niej co 4-5 dni,chyba ,że trzeba coś zrobić w terminie to częściej.Codziennie jesteśmy w kontakcie telefonicznym.Godzinkę temu właśnie wróciłam od niej.Czasami śpię u niej,ale coraz rzadziej.Tym sposobem pozwalam jej usamodzielnić się na tyle ile może i chce sama zrobić.Jedzenie ma wyporcjowane,posprzątane zakupu porobione.Jej samodzielność ogranicza sie do mieszkania.
Porównuję ją czasami do ptaka w klatce.Po wypuszczeniu z niej nie wie co ma ze sobą zrobić.
Nie jest osobą ubezwłasnowolnioną i wie o tym,że może o sobie decydować.Mamausia ją na tyle uświadomiła.
Dlatego moim pragnieniem jest by jak najlepiej ją przysposobić,do życia,żeby coraz lepiej mogła sobie radzić.Jest to mozolna praca,ale każdy mały nowy krok przynosi satysfakcję.
Lekarstwa ,które zażywa to Symescital,Fluanxol i Tegretol.Za Pierwszy ma pobierac inny ,ale nie mam nazwy,bo recepta została w aptece,ponieważ mieli ten lek sprowadzić bo nie było,nazwy nie pamietam,dopiero w poniedzialek będzie.
chciałam poprosić o wyjasnienie mi czy taki lęk przed staniem,samodzielnym w oddaleniu od podpory,przejście parę kroków jest do pokonania,czy warto walczyć o to faszerując ją lekami?Leki te zazywa już ponad 2 miesiące i nie ma zadnej poprawy.w przyszlym miesiącu mamy wizytę znowu u psychiatry,ale sama zaczynam powątpiewac czy to coć zmieni.
Jeszcze jedna myśl odnosnie ośrodka...Boję sie,że gdybym załatwila coś takiego ,to naraziłabym ja na załamanie,albo coś gorszego,nie wiem jakby to przeżyła.Po prostu nie mam odwagi żeby tak postąpić.
drTeresa

Re: Dziecięce porażenie mózgowe.

Post autor: drTeresa »

W tym przypadku przypadku środki farmakologiczne odgrywają ważną rolę pomocniczą. Nie wiem jakie są przyczyny tego lęku.Z doświadczenia wiem,że często chorzy symulują pewne przypadłości dlatego żeby wymóc na swoich opiekunach większą uwagę,a gdy zostają sami to całkiem dobrze sobie radzą.Wskazany by tu był rodzaj terapii pod okiem psychoterapeuty ,który dostosuje pakiet ćwiczeń tak psychicznych jak i fizycznych stosownie do wymagań Pani znajomej.Pani znajoma zdecydowanie wykorzystuje Pani nadopiekuńczość.
Awatar użytkownika
Halszka
VIP
VIP
Posty: 726
Rejestracja: 21 lis 2015, o 18:48

Re: Dziecięce porażenie mózgowe.

Post autor: Halszka »

Być może ma pani rację.Dzisiaj byłśym u fryzjeraki obciąć włosy.Odchodziłyśmy od stolika,zauważyłam ,że ma na kozakach włosy.Fryzjerka zaczęła zmiatać już obcięte,więc zatrzmałam się żeby zdjąć jej te odcięte,musiałam sie nachylić.Ona trzymała się mnie za ręke.Iiiiiiii nagła panika,nie mogła ustać,nawet jak powiedziałam do niej ze spokojem ,że to moment,że ma byc spokojna,leciała za mną w dół.Wg mnie ,to dzieje sie spontanicznie,niespodziewanie,a te leki nic jej nie pomagają.Dzisiaj po paru dniach mojej nieobecności,stwierdziłam ,że jest gorzej niż w sanatorium 4 tygodnie temu.Po prostu przeraża mnie to,co będzie dalej?Zamiast lepiej ,to jeszcze gorzej?
drTeresa

Re: Dziecięce porażenie mózgowe.

Post autor: drTeresa »

Musi Pani wziąć pod uwagę,że w sanatorium Pani podopieczna była pod opieką Pani,lekarza, pielęgniarek i całego zespołu rehabilitacyjnego przez 24 godziny na dobę.Przypilnowała Pani tego żeby Pani podopieczna brała na czas leki
i funkcjonowała zgodnie z wymogami jakie stawia swoim pensjonariuszom każde sanatorium.
W domu tego nie ma.Pani jej dogląda /jak sama Pani pisała /raz na kilka dni.Nie jest Pani ze swoją podopieczną
stale i nie wie Pani czy ona te leki bierze wg zaleceń lekarza,czy skutecznie je niszczy i świadomie wyrzuca!!!!!????
Przez wiele dni jest pozostawiana samej sobie i jakoś sobie radzi.Musi wstać,musi przejść ,żeby zadowolic swoje codzienne potrzeby.Czy pod Pani nieobecność Pani podopieczna upada bezwładnie tak jak przyPani?
Awatar użytkownika
Halszka
VIP
VIP
Posty: 726
Rejestracja: 21 lis 2015, o 18:48

Re: Dziecięce porażenie mózgowe.

Post autor: Halszka »

Nie upada,bo jest baaardzo asekuracyjna.Wczoraj powiedzialam jej ,że za parę dni,kończy Symescital i ma zacząć brać Paroxinor,nowy lek i w związku z tym zabiorę ją do siebie,żeby obserwować działanie i przypilnować zażywanie leków.Bardzo oponowała,że nie chce,nie pojedzie.Powiedziałam jej,że nie pytam czy chce,tylko powiadamiam ,że pojedzie.Muszę w ten sposób,bo inaczej nie poradzę sobie z nią.Za podpowiedziami również Pani Dr muszę być konsekwentna.Posiedzi u mnie jakiś czas ,zobaczymy.Do kontroli idzielmy w połowie stycznia.
Dziękuję za odpowiedzi.
Awatar użytkownika
Halszka
VIP
VIP
Posty: 726
Rejestracja: 21 lis 2015, o 18:48

Re: Dziecięce porażenie mózgowe.

Post autor: Halszka »

Ponownie wróciłam do tematu mojej krewnej.
Opisałam w dłuuugim poście i wylogowało mnie :evil: Dlatego teraz postaram sie krócej opisać.
Powiem szczerze,że jestem w rozterce.
13 kwietnia byłam z nią u stomatologa,miała usunięte 3 zęby i kilka wypełnień.Po godzinie i 40 minutach wywieziono ją z gabinetu.Po powrocie do domu płakała,że nie była przy niej mamy,pytałyśmy ją ze sasiadką,czy wie że mama nie żyje,powiedziała,ze wie,ale ona by chciała,bo zawsze przy niej była mama.Mówiła,że chce do mamy.Parę lat temu już byłam z nią na takim zabiegu.Sąsiadce powiedziałą,że ma żal do mnie ,że umówiłam ją na ten zabieg,a zęby ją przeciez nie bolały.Może to reakcja po narkozie,ale na drugi dzień wróciłam do tego to potwierdziłą,że tak myśli.
Spałam u niej żeby spokojnie wrócić do domu że jest juz ok.Na drugi dzień przypadkowo odkryłam ,że nie brała leków.Miała w szufladzie w kilku chusteczkach chigienicznych dzienne dawki,a zagłebione bardziej -spakowana w kolejną chusteczkę garść tabletek owinięta gumką :roll: Najpierw przeraziłam się,bo to leki od psychiatry i na nadciśnienie.
Codziennie w rozmowie telefonicznej dla przypomnienia i upewnienia się pytałam ją czy wzięła leki.Zawsze dostałam pozytywną odpowiedź.Kiedy odkryłam to,to zapytałam ze spokojem czy bierze leki,oczywiście,że tak.No to zapytałam skąd te leki w szufladzie?Ona nie wie,bo brała leki :o No to przyznam się,że wściekłość mnie ogarnęła.Kłamała w zaparte/Przygotowywałam jej te leki w pojemniczku na tydzień/wg zalecenia pani psycholog/,niektóre w połówkach i takie były razem zapakowane.Powiedziałam jej ,że w takim razie jedzie ze mną do mojego domu.Mimo protestu przywiozłam ją i jest u mnie do tej pory.Parę dni po tym jak przyjechała musiałam wyjść do apteki po zamówione leki,była po śniadaniu i podaniu leków.Po moim powrocie mąż powiedział mi ,że jak tylko wyszłam to zawijała coś w chusteczkę i zaniosła do swej kurtki ,która wisiała na korytarzu.Zrobiłam coś czego nigdy przed tym nie robiłam.Sprawdziłam kieszenie, i wyjęłam leki :o Znowu w zaparte mówiła,że wzięła leki,a potem :to ciocia sprawdzała mi kieszenie? :shock: Powiedziałam jej ,że zawiodła mnie kolejny raz i straciłam do niej zaufanie.Przywiozłam do siebie odłożone leki i rozłożyłam je ponownie do pojemniczka.Okazało sie,że przez 12 dni nie brała,tyle dni co była u siebie po powrocie po świetach ode mnie.Co jeszcze,odróżniła tabletkę na nadciśnienie i tylko te brała.Codziennie mierzyła ciśnienie i dzwoniła mówiąc mi wynik i pytała,czy może wypić kawę przy takim ciśnieniu?Zastanawiało mnie dlaczego rano było niskie,a wieczorem miała podwyższone ,zdarzało sie ,że miała nawet 160/104,albo trochę niższe ale za to tętno wtedy było ok 100.Myślę teraz,że to przez odstawienie z dnia na dzień,albo dowolne branie leków od psychiatry?
Dzwoni ode mnie do zaprzyjaźnionej sąsiadki i opowiada jej jak jej u mnie źle :roll: ,że ma przyjechać po nią.Jak ta odmówiła,bo powiedziała jej,że to ja sie nią opiekuję,to wczoraj ponownie zadzwoniła do niej i prosiła, żeby zapytała mnie kiedy ją odwiozę.Sąsiadka wprost zapytała mnie ,co ma jej odpowiedzieć?Powiedziałam ,że nie wiem,co jest prawdą.
Rozmawiałam na jej temat z paroma osobami,chciałam poradzić sie,bo nie wiem co robić?Czy może zostać sama?z jedzeniem też różnie bywa,wygląda jakby niedożywiona była.Wyrzucała część,nie jadła wszystkiego.Teraz miksowałam jej,gotowałam kleiki,bo nie umiała gryź/zostały jej tylko do 4 w górnej i dolnej szczęce/,gotuję co lubi,a wciąż narzeka ,że nie może tyle zjeść,chociaź podaję jej w ilościach które jadła.Radzono mi,że lepiej jakbym miała ją koło siebie.Zeby załatwić żebym była jej prawnym opiekunem.Czy to wiąże sie z pozbawieniem jej prawa do decydowania o sobie?U
bezwłasnowolnieniem?Ale jak to zrobić i czy warto???
Tyle włożyłam wysiłku w to żeby ją przysposobić usamodzielnić i teraz mam to zaprzepaścić?Z drugiej strony nie wiem czy może być sama,czy to nie zagraża jej zdrowiu?jak znowu nie będzie brała leków z dala ode mnie?A może wymyślić sposób takiego wyrzucania ,że nie zorientuję sie czy bierze leki?Myślę też o tym co owe sąsiadki pomyślą,że ja na siłę ja przetrzymuję?
Na prawdę nie wiem co mam począć.Proszę o radę?
ODPOWIEDZ
  • Podobne tematy
    Odpowiedzi
    Odsłony
    Ostatni post