Śmierć przyjaciela, wewnętrzna zmiana

Choroby obwodowego układu nerwowego i ośrodkowego układu nerwowego, Depresje i nerwice.
DamaNiepokorna
Użytkownicy
Posty: 2
Rejestracja: 9 gru 2015, o 11:41

Śmierć przyjaciela, wewnętrzna zmiana

Post autor: DamaNiepokorna »

Witam serdecznie :)

Chyba jestem jakimś psycholem, bo z innego forum pogonili mnie do specjalistów, czyli do Was, drodzy użytkownicy/psycholodzy/psychiatrzy :p

Pozwolę sobie skopiować treść postu, który tak ładnie naskrobałam na poprzednim forum, gdzie chyba wszyscy bali się podjąć jakiejkolwiek dyskusji. Mam nadzieję, że może tutaj ktoś będzie chciał na ten temat coś wspomnieć. Prawdę mówiąc liczę na to. Otóż:

Nic już nie jest takie, jakie było.. Bardzo długo chciałam się łudzić, że wszystko może wrócić do normy, że przecież nadal jestem taką radosną, energiczną dziewczyną, której wszędzie pełno. Angażowałam się w mnóstwo różnych rzeczy, a teraz? Nawet nie chce mi się wyjść na imprezę z towarzystwem z roku. Właściwie to nigdzie nie chce mi się wychodzić.
A wszystko zmieniło się wówczas, gdy mój najbliższy przyjaciel popełnił.. sami-wiecie-co (rok temu). Niestety.. bardzo przykra sytuacja. Nie będę opowiadać szczegółów, bo nie raz i nie dwa to przerabiałam. Z przyjaciółką, rodzicami, rodzeństwem. Tego nie da się opisać.
Bardzo długo byłam przygnębiona z tego powodu. Nadal mam to w pamięci, i chcę mieć, ale mam też świadomość tego, że trzeba żyć dalej i przeszłości już się nie cofnie. Kiedy stwierdziłam, że dość, chcę żyć pełnią, cieszyć się, robić mnóstwo rzeczy, jak dawniej - zorientowałam się, iż już tak nie mogę, nie potrafię. Kiedyś potrafiłam się ciszyć z najdrobniejszych sytuacji: ot, słońce wyszło zza chmur lub mucha siadła na nosie, albo kot śmiesznie gonił za myszą w trawie. Coraz częściej zauważam moje reakcje po tej przykrej sytuacji: uśmiechnę się, pocieszę dwie minuty, ale zaraz milknę, cichnę, wycofuję się..
Tak też jest w towarzystwie. Stałam się osobą nieśmiałą, którą nigdy wcześniej nie byłam. Stałam się szarą, cichą myszką, która boi się użyć ciętej riposty do kogoś, kto ją wkurzył. Na korytarzu w uczelni najpierw rozglądam się wokół, czy przypadkiem w tym towarzystwie mogę się głośno roześmiać, czy nie krąży ktoś kogo się wstydzę, lub kogo niezbyt lubię. Zaczyna mnie to bardzo męczyć. Nie znam siebie takiej, nie umiem się zachowywać nową sobą. Nawet ja sama zauważam, że czasem reaguję sztucznie na pewne sytuacje, bo boję się zareagować "po staremu" i nawet nie mam ochoty się tak zachować.
Jak to zmienić? Jak po takiej tragicznej stracie kogoś, kto był dla mnie bardzo wartościowy i bliski, bardzo dobrze mnie rozumiał, komu nie musiałam tłumaczyć wielu spraw, bo rozumiał je bez tego, był przy mnie bardzo długo.. jak wrócić po takim czymś do życia? Jak otworzyć się w towarzystwie na ludzi, których niby znam z uczelni czy z innych zakątków świata, ale nigdy nie poznałam zbyt głęboko, bo miałam tego przyjaciela i to mi wystarczało?
Stos pytań, marne odpowiedzi w głowie.
A mnie w życiu po prostu smutno..
Właściwie chyba cały czas próbuję w ludziach odnaleźć mojego przyjaciela, ale niestety nie ma drugiej takiej samej osob
carboczar

Re: Śmierć przyjaciela, wewnętrzna zmiana

Post autor: carboczar »

Ważną sprawą jest,sam fakt że szukasz potrzeby rozmowy,zrozumienia,pomocy czy też wsparcia w takim stanie.Nie jesteś psycholem jak na początku napisałaś.Każdy ma w życiu chwile lepsze i traumatyczne.Życie nie jest bajką,jak nieraz to określam,że przychodzimy na ten świat,chyba tylko po to aby cierpieć.Całe szczęście,że mamy też chwile radości z naszego życia,mamy rodziny,przyjaciół i znajomych z którymi pragniemy być,dzielić się dniami radości i smutku,przeżywać ich radości i ich smutki.Jesteśmy uczuciowi a szczególnie kobiety.Czasem chwila traumatyczna może spowodować że odejdziemy od normalnego życia,popadniemy w stany depresyjne,zamykamy się w sobie i to jest normalne.Często wówczas potrzebujemy pomocy,wsparcia i zrozumienia.Nie zawsze potrafimy to dać a i często tego przyjąć,nic nie dociera do nas,zamykamy się w sobie i przeżywamy smutek sami,pogłębiając swój stan.Aż przychodzi chwila opamiętania(czasem trwa to bardzo długo)ale wychodzimy na "Światło"Mocniejsi szybciej dają sobie radę inni potrzebują pomocy,np psychologa.Przecież to żaden wstyd z takiej pomocy skorzystać,czy to oznacza,że jestem psychiczny,absolutnie nie.Pierwsza podstawowa sprawa,wyjść z tego zamkniętego kręgu,często się wydaje w chwilach słabości,że to jest nie możliwe ale się wychodzi.Oczywiście nie od razu,pomału nic na siłę.Zaczniemy dostrzegać wówczas uroki życia tego weselszego.Smutek pozostanie w sercu i niech tam pozostanie.Tego co przeżyłaś nie zapomnisz ale to nie jest sensem Twojego życia.Pamięć pozostanie,jednak niestety często nie rozumiemy dlaczego tak się dzieje,że ktoś odchodzi,mimo,że odchodzi(z różnych względów)Czy Celem w twoim, życiu jest być szarą,cichutką,niewidoczną osóbką,co to wszystkiego się obawia.Pamiętaj w życiu nie raz jeszcze spotka cię nauka,bo takie jest życie.A czy pozostałe dni będę ciepłe,wesołe,które też utkwią w Twojej pamięci,wszystko zależy TYLKO I WYŁĄCZNIE od Ciebie samej.Jest dużo powiedzonek ale nasuwa się tu np.""CZŁOWIEK JEST KOWALEM SWOJEGO LOSU""Z tego co opisujesz chcesz zmienić swoje życie i to się stanie,ale musisz chcieć.Nie musisz brylować na siłę .Wszyscy się ucieszą że jesteś i chcesz być taką jaką byłaś kiedyś. Należy się otworzyć na życie,uśmiechać.Nie będzie to szybka droga ale małymi kroczkami wyjdziesz z tego,dlaczego?Sama już chcesz tego,tylko potrzebujesz pomocy aby Ci ktoś podał "dłoń".Z tego co czytam z czasem sama doszła byś do siebie ale to może trwać dłużej.więc skorzystaj z porad wyżej podanych ekspertek(antydepresanty nie zawsze są potrzebne,czasem wystarczy rozmowa z kimś zupełnie obcym,czy zajdzie potrzeba stosowania antydepresantów zadecyduje specjalista po rozmowie)Dobrze też służy rozmowa w naszym HP o wszystkim i o niczym,zawsze można wejść do HP i zawsze można wyjść,nic nie kosztuje a może pomoże.Można ponarzekać można i się pośmiać.Życzę Ci powodzenia i zapraszam do Hyde Parku.Bądź w kontakcie z nami.Pamiętaj i każdy lekarz Ci to powie Smiech to zdrowie a smutek to choroba(która może doprowadzić do wielu chorób a tego nie chcesz)
DamaNiepokorna
Użytkownicy
Posty: 2
Rejestracja: 9 gru 2015, o 11:41

Re: Śmierć przyjaciela, wewnętrzna zmiana

Post autor: DamaNiepokorna »

Bardzo dziękuję za taką długą odpowiedź, ale właśnie to staram się robić
Faktem jest, że kiedy pisałam pierwszy post, byłam w dużym dołku, z którego szanse na wyjście wydawały mi się marne. Ale jestem dość silną osobą i postawiłam na szczerość wobec samej siebie, co do stanu w jakim się znajduję, by niczego nie pominąć i spróbować na prawdę wyjść z tego dołka. Nie robię nic na siłę. Pomału staram się, co z resztą w ostatnich paru dniach szczególnie mi wychodzi, iść do ludzi, pogadać z nimi o pierdołach.
Największym moim problemem jest chyba to, że moi znajomi boją się trochę takich tragicznych tematów, dlatego też postanowiłam napisać o śmierci mojego przyjaciela tutaj.
Bardzo mi ulżyło, kiedy to napisałam i kiedy dostałam już pierwszą odpowiedź, druga była dopełnieniem. Tego właśnie potrzebowałam. A skoro teraz już jestem zaspokojona (być może na jakiś czas- nie wykluczam), to idę dalej, by teraz pomału czuć się lepiej
Jeśli faktycznie poczuję, że to jednak do mnie nadal wraca cyklicznie, wówczas skorzystam z Waszej rady i wybiorę się do specjalistów. Także nie uważam by to był jakiś wstyd, bo sama interesuję się trochę psychologią i wiem, że to służy pomocy ludziom a nie ich upokorzeniu.

Zatem jeszcze raz serdecznie dziękuję za wszystkie odpowiedzi
ODPOWIEDZ
  • Podobne tematy
    Odpowiedzi
    Odsłony
    Ostatni post