Atak padaczki ? Po jakim czasie zjawia się pogotowie?

Różne informacje,czasem dziwne a czasem bardzo interesujące, o badaniach medycznych
admin. med.

Atak padaczki ? Po jakim czasie zjawia się pogotowie?

Post autor: admin. med. »

Młoda kobieta dostaje ataku padaczki w centrum Warszawy. Po jakim czasie zjawia się pogotowie?
Warszawa, stolica Polski, miasto liczące ok. 2 mln mieszkańców, które na swoim terenie posiada 35 szpitali i 47 Zespołów Ratownictwa Medycznego. Patrząc na te liczby można by założyć, że zdrowie mieszkańców jest tu pod dobrą opieką. Niestety, sytuacja, w której uczestniczyłem w środę (13 lipca) pokazuje, że jest inaczej.

Zacznijmy od początku. Stałem na przystanku Piotra Skargi (w kierunku Dworca Wileńskiego) - tak naprawdę prawie centrum stolicy, ok. 5 km od Pałacu Kultury i Nauki i 3 km od Stadionu Narodowego. Czekałem na autobus do pracy. Razem ze mną stało kilkanaście osób - część z nich patrzyła się w ekran telefonu, inni rozmawiali, a jeszcze inni czytali gazety. Dzień, jak co dzień. Jedyne co mogło denerwować, to deszcz, który nieprzerwanie siąpił z nieba.

Nagle, tuż pod moimi nogami, upadła młoda, dwudziestokilkuletnia dziewczyna. Myślałem, że zemdlała, ale szybko się zorientowałem, że ma atak padaczki.

Doskoczyłem do niej i próbowałem nawiązać jakikolwiek kontakt. Bezskutecznie. Razem z poszkodowaną podróżowała jej koleżanka, która pomagała mi ułożyć ją w bezpiecznej pozycji. Pomocy młodej kobiecie udzielał również kierowca autobusu linii 738, który został z nami aż do przyjazdu ratowników.

Wykręciłem numer 112 i poprosiłem o ratunek dla chorej. Opisałem dokładnie miejsce i punkty charakterystyczne, które były w okolicy. Nie widziałem nigdzie tabliczki z dokładną nazwą ulicy. - Zgłoszenie przyjęte - oświadczył damski głos. Nie wiedziałem, że to dopiero początek zmagań z naszą służbą zdrowia.

"Karetka przyjedzie, jak dojedzie"

Wspominałem już, że na przystanku było dużo osób? Nagle nie było ich w ogóle. Zostałem tylko ja, kierowca autobusu i koleżanka poszkodowanej. Cały czas staraliśmy się trzymać jej głowę, bo obawialiśmy się, że dziewczyna może zrobić sobie krzywdę. Minęło 10 minut od pierwszego telefonu pod 112, a karetki wciąż nie było.

Ponownie wyjąłem telefon i wykręciłem numer alarmowy.

- Karetka jest w drodze. Przyjęliśmy zgłoszenie - powiedziała dystrybutorka. Zdążyłem dopytać o szacowany czas przyjazdu, ale usłyszałem jedynie, że "wszystko zależy od natężenia ruchu". Czekaliśmy dalej. Ktoś z powiedział, że niedaleko jest przychodnia i tam na pewno jest lekarz.

Faktycznie, Przychodnia Internistyczno-Specjalistyczna przy ulicy Radzymińskiej 101/103 znajduje się ok. 150 metrów od przystanku. W recepcji dowiedziałem się, że "lekarza nie ma, bo poszedł do laboratorium". Nikt nie potrafił mi również powiedzieć, kiedy przyjdzie.

Wróciłem na przystanek, karetki wciąż nie było, a dziewczyna na zmianę odzyskiwała przytomność, żeby za kilka sekund znowu ją stracić. Kolejny raz zadzwoniłem pod 112.

- Pogotowie jest w drodze, proszę cierpliwie czekać - usłyszałem.

Ostatecznie karetka zjawiła się po ok. 25 minut od pierwszego zgłoszenia. W tym samym czasie widziałem lekarkę z pobliskiej przychodni, która w towarzystwie jeszcze jednej osoby, powoli szła w naszą stronę. Jej pomoc nie była już potrzebna.

"Nie szukajcie sensacji"

Zadzwoniłem do Przychodni Internistyczno-Specjalistycznaej przy ulicy Radzymińskiej 101/103, aby poprosić o komentarz do tej sprawy. Kierownik oddziału poinformowała, że była taka sytuacja, ale - jej zdaniem - nie ma sensu szukać sensacji.

- Pani doktor zeszła do poszkodowanej po 10 czy 5 minutach. Stała wtedy już karetka - usłyszałem. Dopytałem, czy 10 minut, to czasem nie za długo, przecież w takich przypadkach liczy się każda sekunda. - Żaden lekarz nie odmawia pomocy, ale skompletowanie sprzętu, wzięcie specjalistycznej torby, zabiera czas - powiedziała.

Próbowałem skontaktować się z Wojewódzką Stacją Pogotowia Ratunkowego w Warszawie. Jednak telefony zarówno pani rzecznik prasowej, jak i dyrektora placówki, milczą.

Z moich informacji wynika, że poszkodowana dziewczyna czuje się już lepiej. Cieszę się, ale w moich uszach wciąż brzmi dosadny komentarz do sytuacji wygłoszony przez staruszkę na przystanku: - I weź w tym kraju człowieku k**wa zachoruj.
ODPOWIEDZ
  • Podobne tematy
    Odpowiedzi
    Odsłony
    Ostatni post