Czy ja mam nerwicę? szybko się denerwuję!
: 12 lut 2017, o 19:36
Już wcześniej podejrzewałam, że mam nerwice,ale teraz mam już praktycznie pewność. Od dawien dawna szybko i łatwo się denerwowałam, mam 26 lat i od niepamiętnych czasów, chyba tylko z dwuletnią przerwą obgryzałam paznokcie, mam też zespół niespokojnych nóg i stresuję się rzeczami, o których inni by nawet nie pomyśleli. Mam też nerwicę natręctw w postaci nawracających, obsesyjnych myśli, o których wiem, że są nieracjonalne, ale nie chcą się ode mnie odczepić i do tej pory rzadko, bo rzadko, ale jednak wywoływały u mnie ataki paniki...
Najgorzej jest teraz - moja najlepsza przyjaciółka, z którą byłam zawsze bardzo głęboko związana, właściwie z dnia na dzień i zupełnie nagle przeprowadziła się do Warszawy do chłopaka, bo znalazła tam pracę, której tutaj szukała od miesiąca - zawsze była tą bardziej otwartą na ludzi osobą, miała wokół mnóstwo znajomych, wyciągała mnie na imprezy etc., więc znaczna część mojego samopoczucia i życia towarzyskiego w Krakowie była związana z nią... Teraz wiem, że prawdopodobnie trochę tam zostanie, podejrzewam, że koło roku. Nadal będziemy się spotykać, bo oczywiście Kraków i Warszawa nie leżą na szczęście zbyt daleko od siebie, ale to nie będzie już to samo i nie będziemy mogły uczestniczyć w swoich życiach tak, jak to się dotychczas działo.
Muszę też tutaj przyznać, że w związku z tym odkryłam coś niepokojącego - zobaczyłam jak na dłoni (bo wcześniej wypierałam) ile mojego poczucia własnej tożsamości było związanego z jej (i nie tylko jej) aprobatą, obecnością i poświęcanym mi czasem. W dużym skrócie mówiąc: bez niej albo bez obecności innych moich przyjaciół (z których sporo mieszka, niestety, w innych miastach) nie czuję się w pełni komplementarną jednostką. O nich potrafiłabym mówić godzinami, ale o sobie już nie. Kiedy temat zbacza w rejony, które mnie niepokoją, szybko schodzę na temat tych znajomych i mówię np. "Ale X mówił, że takie rzeczy się zdarzają"... W ogóle bardzo często powołuję się na swoich przyjaciół i się na nich oglądam. Myślę, że jestem od nich uzależniona, ale problem leży oczywiście we mnie, nie w nich. Mam problem z cieszeniem się z samej siebie i zrelaksowanym spędzaniem czasu w swoim własnym towarzystwie, z samoakceptacją i postrzeganiem siebie jako odrębnej jednostki. Problem pewnie wziął się stąd, że jestem jedynaczką, wobec której rodzice byli zawsze nadopiekuńczy i nigdy się od nich nie oddzieliłam - w wieku 26 lat nadal z nimi mieszkam, bo robię drugie, zajmujące i płatne studia i nie mogłabym teraz pracować.
Od wyjazdu mojej przyjaciółki minęło niewiele, a ja już mam koszmary i ataki paniki - na ten obecny pomogły mi w tej chwili dwie dawki Persenu Forte. Wybieram się też na psychoterapię, sama tylko nie wiem, czy na jakiś konkretny rodzaj... Ale wydaje mi się, że behawioralna mogłaby mi pomóc? I może powinnam udać się do psychiatry po jakieś tabletki, bo te ataki paniki i ciągły niepokój wykończą mnie w czasie sesji. Myslalam,ze juz bedzie lepiej,ale budze sie wczesnie rano i nie moge uspokoic,zazywam mnostwo ziolowych srodkow na uspokojenie,ale nie moze tak dalej byc. Wiem,ze wielu z Was pewnie uwaza ze przesadzam i sami macie znacznie gorsze historie,ale naprawde jestem w kryzysie i jestem tym przerazona. Wczoraj bylam w Osrodku Interwencji Kryzysowej i na pon zapisalam sie do psychiatry,aktualnie szukam psychologa.
Czy to co mam to właśnie nerwica natręctw,lekowa czy też jeszcze coś innego? Pomóżcie, proszę
Najgorzej jest teraz - moja najlepsza przyjaciółka, z którą byłam zawsze bardzo głęboko związana, właściwie z dnia na dzień i zupełnie nagle przeprowadziła się do Warszawy do chłopaka, bo znalazła tam pracę, której tutaj szukała od miesiąca - zawsze była tą bardziej otwartą na ludzi osobą, miała wokół mnóstwo znajomych, wyciągała mnie na imprezy etc., więc znaczna część mojego samopoczucia i życia towarzyskiego w Krakowie była związana z nią... Teraz wiem, że prawdopodobnie trochę tam zostanie, podejrzewam, że koło roku. Nadal będziemy się spotykać, bo oczywiście Kraków i Warszawa nie leżą na szczęście zbyt daleko od siebie, ale to nie będzie już to samo i nie będziemy mogły uczestniczyć w swoich życiach tak, jak to się dotychczas działo.
Muszę też tutaj przyznać, że w związku z tym odkryłam coś niepokojącego - zobaczyłam jak na dłoni (bo wcześniej wypierałam) ile mojego poczucia własnej tożsamości było związanego z jej (i nie tylko jej) aprobatą, obecnością i poświęcanym mi czasem. W dużym skrócie mówiąc: bez niej albo bez obecności innych moich przyjaciół (z których sporo mieszka, niestety, w innych miastach) nie czuję się w pełni komplementarną jednostką. O nich potrafiłabym mówić godzinami, ale o sobie już nie. Kiedy temat zbacza w rejony, które mnie niepokoją, szybko schodzę na temat tych znajomych i mówię np. "Ale X mówił, że takie rzeczy się zdarzają"... W ogóle bardzo często powołuję się na swoich przyjaciół i się na nich oglądam. Myślę, że jestem od nich uzależniona, ale problem leży oczywiście we mnie, nie w nich. Mam problem z cieszeniem się z samej siebie i zrelaksowanym spędzaniem czasu w swoim własnym towarzystwie, z samoakceptacją i postrzeganiem siebie jako odrębnej jednostki. Problem pewnie wziął się stąd, że jestem jedynaczką, wobec której rodzice byli zawsze nadopiekuńczy i nigdy się od nich nie oddzieliłam - w wieku 26 lat nadal z nimi mieszkam, bo robię drugie, zajmujące i płatne studia i nie mogłabym teraz pracować.
Od wyjazdu mojej przyjaciółki minęło niewiele, a ja już mam koszmary i ataki paniki - na ten obecny pomogły mi w tej chwili dwie dawki Persenu Forte. Wybieram się też na psychoterapię, sama tylko nie wiem, czy na jakiś konkretny rodzaj... Ale wydaje mi się, że behawioralna mogłaby mi pomóc? I może powinnam udać się do psychiatry po jakieś tabletki, bo te ataki paniki i ciągły niepokój wykończą mnie w czasie sesji. Myslalam,ze juz bedzie lepiej,ale budze sie wczesnie rano i nie moge uspokoic,zazywam mnostwo ziolowych srodkow na uspokojenie,ale nie moze tak dalej byc. Wiem,ze wielu z Was pewnie uwaza ze przesadzam i sami macie znacznie gorsze historie,ale naprawde jestem w kryzysie i jestem tym przerazona. Wczoraj bylam w Osrodku Interwencji Kryzysowej i na pon zapisalam sie do psychiatry,aktualnie szukam psychologa.
Czy to co mam to właśnie nerwica natręctw,lekowa czy też jeszcze coś innego? Pomóżcie, proszę