Badanie pod kątem chorób wenerycznych
: 4 wrz 2017, o 21:05
Witam!
Rok temu miałem ryzykowny kontakt seksualny i od tej pory żyję w paranoi na punkcie chorób wenerycznych. Ocieram się niemalże o granicę hipochondrii. Badałem się już na HIV, HCV oraz kiłę. Na HIV dwukrotnie, dla absolutnej pewności. Wszystkie testy negatywne. Nie mam żadnych objawów chorobowych czy zmian charakterystycznych dla tego rodzaju chorób, chociaż ostatnio nie czuję się najlepiej i miewam różne drobne dolegliwości, które równie dobrze mogą być objawem nerwicy i obniżonej przez stres odporności.
Zwracam się tutaj z pytaniem: co powinienem dalej robić? Czy jest sens iść do lekarza rodzinnego, świecić przed nim oczami i męczyć o skierowanie do wenerologa, skoro nie mam żadnych konkretnych objawów? Ów ryzykowny kontakt był stosunkowo mało ryzykowny, ale jednak był. Czy lepiej wydawać pieniądze na badania w laboratoriach? Jeżeli tak, to na jakie choroby? Rzeżączkę, chlamydię? Chodzi mi o choroby, które mogą realnie zagrozić mojemu zdrowiu. Jeżeli teraz zaniedbam sprawę, to w przyszłości może się na mnie zemścić, chyba że najpierw wykituję z nerwów.
Zastanawiałem się nad diagnozą w postaci stacji krwiodawstwa, ale nie jestem przekonany do tego pomysłu. Czy nie naraziłbym kogoś na zarażenie, gdybym oddał krew do zbadania, a testy by tego nie wykryły? Nie wiem. Pierwsza dawka krwi i tak nie poszłaby do pacjenta, tylko do utylizacji (jak mniemam). Jednak nie chcę żerować na systemie, który ma służyć niesieniu potrzebującym pomocy. Co sądzicie o badaniu poprzez taką placówkę? Czy powinienem próbować, czy z marszu sobie darować?
Wiem, że jestem przewrażliwiony na tym punkcie i zdaję sobie sprawę, że moje obawy zakłócają mi obiektywy osąd sytuacji. Proszę o wyrozumiałość oraz podpowiedź, co powinienem dalej robić.
Rok temu miałem ryzykowny kontakt seksualny i od tej pory żyję w paranoi na punkcie chorób wenerycznych. Ocieram się niemalże o granicę hipochondrii. Badałem się już na HIV, HCV oraz kiłę. Na HIV dwukrotnie, dla absolutnej pewności. Wszystkie testy negatywne. Nie mam żadnych objawów chorobowych czy zmian charakterystycznych dla tego rodzaju chorób, chociaż ostatnio nie czuję się najlepiej i miewam różne drobne dolegliwości, które równie dobrze mogą być objawem nerwicy i obniżonej przez stres odporności.
Zwracam się tutaj z pytaniem: co powinienem dalej robić? Czy jest sens iść do lekarza rodzinnego, świecić przed nim oczami i męczyć o skierowanie do wenerologa, skoro nie mam żadnych konkretnych objawów? Ów ryzykowny kontakt był stosunkowo mało ryzykowny, ale jednak był. Czy lepiej wydawać pieniądze na badania w laboratoriach? Jeżeli tak, to na jakie choroby? Rzeżączkę, chlamydię? Chodzi mi o choroby, które mogą realnie zagrozić mojemu zdrowiu. Jeżeli teraz zaniedbam sprawę, to w przyszłości może się na mnie zemścić, chyba że najpierw wykituję z nerwów.
Zastanawiałem się nad diagnozą w postaci stacji krwiodawstwa, ale nie jestem przekonany do tego pomysłu. Czy nie naraziłbym kogoś na zarażenie, gdybym oddał krew do zbadania, a testy by tego nie wykryły? Nie wiem. Pierwsza dawka krwi i tak nie poszłaby do pacjenta, tylko do utylizacji (jak mniemam). Jednak nie chcę żerować na systemie, który ma służyć niesieniu potrzebującym pomocy. Co sądzicie o badaniu poprzez taką placówkę? Czy powinienem próbować, czy z marszu sobie darować?
Wiem, że jestem przewrażliwiony na tym punkcie i zdaję sobie sprawę, że moje obawy zakłócają mi obiektywy osąd sytuacji. Proszę o wyrozumiałość oraz podpowiedź, co powinienem dalej robić.